sobota, 27 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ V - CZASEM ZA SWE CZYNY PŁACIMY WYSOKĄ CENĘ

Witam :) W końcu rozdział, brawa dla mnie ;D Naprawdę krucho u mnie z czasem, więc proszę o zrozumienie.

Dedykacja dla: Lily M., Idy-chan, StrawCherry (szczególnie dziękuję za uwagę dot. pisowni! Bardzo mi pomogłaś ;3), Anonimowej, sylwuśka :)

Nie zawsze może być cukierkowo.

***


Nieobecność Scorpiusa w życiu codziennym szkoły mogła pozostać niezauważona. Są jednak pewne osoby, które mocno odczuwały jego brak przy sobie. Nie chodzi o zakochane w nim Ślizgonki, czy jego arcywrogów. Miał on bowiem też inne, bliskie osoby.
Ian był bardzo pewny siebie, dumny i zarozumiały. Był Ślizgonem, ale nie z tego względu można wymienić tak wiele jego wad. Był typowym Ślizgonem, a to już o czymś mówi. Dodatkowo, od lat pełnił rolę wiernego giermka Malfoy’a. Czy była to prawdziwa przyjaźń? Można w to powątpiewać. Niewątpliwie ci starzy znajomi byli od siebie zależni. Bardzo różnili się jednak pod względem charakteru. Scorpius polegał na umyśle, kiedy Ian miał wiarę jedynie w sile fizycznej i czarnej magii. Jakoś jednak wyszło tak, że już w pierwszej klasie znaleźli wspólny język. Ślizgoni szanowali Scorpius’a, Ian chciał być szanowany. Dlatego trzymał się blisko niego i słuchał uważnie. Devone często wpadał w szał, nie panował nad emocjami i tylko jego najlepszy kumpel był w stanie go uspokoić. Najbardziej Ian’a denerwowała urażona duma, zbrukany honor. Dawno nikt nie odważył się jawnie z niego wyśmiewać. Pewnie byłoby tak dalej, gdyby nie pojawienie się tej Chińszczyzny, jak ją w myślach nazywał. Była taka pewna swego. Upokorzenie, które mu zafundowała, nie mogło przejść jej płazem. Już od kilku tygodni obmyślał plan zemsty. Wiadomo jednak, rozumem nie grzeszył, dlatego szło mu to bardzo opornie. Co więcej, w realizacji swojego wrednego planu przeszkadzała mu obecność Malfoy’a. Teraz zaś przyjaciela nie było, a Devone miał wolną rękę. Mógł ze spokojem wziąć na Park odwet. Obserwował ją od jakiegoś czasu, nawet śledził. Była na tyle głupia, że nie zwróciła na niego uwagi. Włóczyło się za nią wielu facetów i chyba już się do tego przyzwyczaiła. Nie przypuszczała nawet, że ktoś może szykować dla niej nieprzyjemną niespodziankę. Szła pewnym krokiem, nie rozglądając się wokół. Wzbudzała zachwyt chłopaków i zazdrość dziewcząt. Widoczne było jej zadowolenie z tego powodu. Ian zaklął pod nosem. Wiedział, że ta zdzira musi pożałować. Powoli realizował swój plan. Był pewny, że już teraz Wszystkie dziewczyny uciekają z łazienki na pierwszym piętrze. Pachnące kulki, z serii smoczego łajna, zakupione u Weasley’ów, na coś w końcu się przydały. Teraz pozostało mu jedynie czekać. Po jakiejś minucie zobaczył jak do Maeri podbiega Theo Smith, ten sam, nad którym kiedyś się znęcał. Pierwszak powiedział coś dziewczynie, ta gwałtownie zbladła i pobiegła ku schodom. Ian dokładnie wiedział dokąd zmierza. Wszystko szło zgodnie z planem.


Maeri biegła co sił w nogach. Nie wiedziała, czy ten mały Śizgon mówił prawdę, ale w tym momencie jej to nie obchodziło. Strasznie się przeraziła na jego słowa. Wiedziała, że natychmiast musi znaleźć Rose. Wbiegła do łazienki dziewcząt. Ostry smród uderzył jej w nozdrza. Machinalnie wstrzymała oddech i zatkała nos. Po chwili uświadomiła sobie jednak, że tak nic nie zdziała. Postanowiła wytrzymać w tych okropnych warunkach.
- Rose! – krzyknęła. Nikt jednak jej nie odpowiedział. W tym samym momencie usłyszała odgłos zamykanych drzwi. Światło zgasło.
- Petrificus Totalus! – krzyknął ktoś jadowitym głosem. Dziewczyna upadła jak kłoda na podłogę. Nie mogła wykonać ruchu. Pierwszy raz w życiu była naprawdę przerażona. Nie wiedziała co teraz się z nią stanie. Czuła, że w takiej sytuacji znieruchomiałaby nawet bez zaklęcia. Było ciemno i nie widziała jego twarzy. Słyszała za to jego kroki. Powolne, stanowcze. Co mógł jej zrobić? Bała się, tak strasznie bała. Przed oczami stawały jej najgorsze obrazy. Gwałt? Morderstwo? Czy jednak Hogwart nie miał być bezpieczną placówką? Ktoś ją znajdzie, ktoś musi ją znaleźć. Pochylił się nad nią. Nie widziała jego twarzy, miał ją czymś zasłoniętą. Usłyszała odgłos cięcia. To brzmiało jak… Nożyczki? Po co mu… W tym momencie uświadomiła sobie jednak, po co były mu nożyczki. Ten fakt zupełnie ją zdruzgotał. Czuła się fatalnie, nawet wtedy gdy on już wyszedł. Czuła się tak jakby wszystko – morderstwo, gwałt, okaleczenie – było lepsze od obciętych włosów.


Albus był z siebie zadowolony. Dostał kolejną dobrą ocenę i nawet nie pokłócił się dzisiaj z Park. Dzień zaliczał więc do udanych. Na zakręcie wpadł na swoją siostrę, Lily, która gorączkowo dyskutowała o czymś ze swoimi koleżaneczkami.
- I wtedy ten smród! – powiedziała podniesionym głosem. Potter chciał przejść nie zwracając na nią uwagi, siostra jednak go zauważyła.
- Al! Wiesz co mnie dziś spotkało? – powiedziała, starając się zwrócić na siebie jego uwagę.
- No co? – zapytał niechętnie i spojrzał na nią wyczekująco. Wolał mieć to już za sobą.
- Byłam sobie spokojnie w toalecie na drugim piętrze, kiedy nagle poczułam okropny smród – zaczęła opowieść.
- Hmm… wiesz, przemiana pokarmowa, fizjologia, te sprawy… - starał się ją zbyć, a wzbudził jedynie śmiech jej koleżanek.
- Ale zabawne! – zdenerwowała się Lily. – To było nawet gorsze od tego, co zastaję w toalecie po tobie! – próbowała się odgryźć. Nie słuchał jej jednak i poszedł dalej. – A ta Park! Wbiegła do tej łazienki jak szalona, krzyczała na cały korytarz, że mamy się odsunąć – dosłyszał jeszcze na odchodne. Była to pierwsza informacja wypowiedziana przez siostrę, która go zaciekawiła. Oczywiście mógł przyjąć fakt, że Maeri była w wielkiej potrzebie, ale żeby biec na złamanie karku? Jakoś nagle naszła go ochota, by zbadać te niesamowite opary z damskiej toalety. Szedł na drugie piętro i cały czas zadawał sobie pytanie co on właściwie robi. Kiedy wreszcie wspiął się na schody, rzeczywiście poczuł nieprzyjemną woń. Chyba smród z toalet dziewcząt dotarł aż tutaj. Nie było to specjalnie zachęcające, ale w końcu wszedł na drugie piętro. Postąpił kilka kroków, kiedy nagle z toalety ktoś wypadł i pobiegł w przeciwnym kierunku korytarza. Na pewno nie była to dziewczyna. Już wtedy Potter wiedział, że coś jest nie tak. Rzucił się w stronę toalety i otworzył ją z impetem.
- Lumos! – krzyknął i w toalecie zabłysło światło. Widok, który mu się ukazał, okropnie go przeraził. Ujrzał Maeri. Leżała bez ruchu. Jej głowa spoczywała w gęstwinie czarnych włosów. Skoczył w jej stronę i odczynił zaklęcie. Dziewczyna dalej jednak się nie poruszyła.
- Maeri! – szeptał Albus. Potrząsał jej ramionami, starając się ocucić dziewczynę. Ta patrzyła na niego ze łzami w oczach. Podniosła powoli rękę i dotknęła swoich włosów. Właśnie te włosy, które kiedyś sięgały jej do pasa, teraz niedbale opadały jedynie do ramion.
- Tak mnie upokorzyć – powiedziała drżącym głosem. Podniosła się niepewnie. Wbiła w Albusa bolesne spojrzenie. Ten, wiedziony nagłym impulsem, przyciągnął ją do siebie i mocno objął.
- Nie płacz. Dalej jesteś piękna – powiedział pewnym głosem, a dziewczyna, dalej całkowicie roztrzęsiona, odpowiedziała mu tylko płaczem.


Theo nie wiedział, czy zrobił dobrze. Bał się, że kolejny raz oberwie. Z drugiej strony dręczyły go wyrzuty sumienia. Pamiętał jednak okropny uśmieszek Ian’a, gdy wydawał mu polecenie. Chłopiec wszedł ze spuszczoną głową do Pokoju Wspólnego Slytherinu.
- Cześć! – zawołał ktoś do niego. Smith podniósł głowę i wtedy zdał sobie sprawę, że to Malfoy go zaczepił. Spojrzał na niego przerażony. – Wszystko dobrze? – szczerze zainteresował się Malfoy. W oczach chłopca wezbrały łzy, które powoli pociekły po twarzy. Scorpius powoli wstał z zajmowanego wcześniej fotela i podszedł w stronę pierwszaka.
– Ej, wszystko dobrze? – zapytał ponownie.
- Nnnieee… - wychlipał chłopiec. – Ja, zrobiłem coś głupiego… - siąkał Theo.
- Co się stało? Mi możesz powiedzieć – zapewnił go Malfoy.
- Chodzi o tego Devone – zaczął niepewnie Smith. Wyraz twarzy Scirpius’a zmienił się.
- Znów ci coś zrobił? – zdenerwował się.
- Znaczy on… On kazał mi iść do tej skośnookiej, tej Gryfonki… – niepewnie wyjaśniał chłopiec. – Miałem jej powiedzieć… Miałem jej powiedzieć… Miałem jej powiedzieć, że Pan, Panie Malfoy, znęca się nad Weasley w toalecie i że jest z nią źle – powiedział na jednym wydechu. Scorpius rozszerzył oczy.
- Czekaj tu na mnie, później porozmawiamy – rzucił w biegu. Wystarczyło, że nie było go kilka dni, a Ian już zdążył narozrabiać. Jakie to szczęście, że wyszedł dziś, a nie. jak wcześniej planował. jutro. Niestety Gryfoni nie mieli zupełnie pojęcia o jego stanie zdrowia. Zresztą Ślizgoni też nie wiedzieli, że już wyszedł. Dopiero co odzyskał formę, a już miał się nad kimś znęcać? Swoją drogą było mu trochę głupio, że przyjaciółce Weasley wydało się to bardzo prawdopodobne. Właśnie gdy o niej pomyślał, zobaczył ją. Stała na środku korytarza i gawędziła wesoło z Nathanem Wayne. Jego widok zmroził krew w żyłach Ślizgona. Podbiegł w ich kierunku i szybkim, zdecydowanym ruchem chwycił dłoń Rose. Nathan spojrzał na niego zdumiony.
- Co ty robisz? – wydarła się dziewczyna.
- Nie mam czasu na wyjaśnienia! – odwarknął Malfoy. Jego uścisk był tak silny, że Rosie nie była w stanie mu się wyrwać.
- Nara, Wayne! – rzucił jeszcze. Nathan miał minę jakby chciał za nimi pobiec.
- Poradzę sobie! – krzyknęła jednak Rose i Wayne zrezygnował ze swojego pomysłu. Weasley natomiast dalej nie rozumiała o co w tym wszystkim chodzi.
- Musisz mnie tak szarpać?!
- Tak! – krzyknął ze złością Scorpius. Jego zdecydowana odpowiedź zbiła dziewczynę z tropu. – Chodzi o tę twoją Park, pewnie jest już z nią źle! – wyjaśnił podniesionym głosem. Rose już o nic nie pytała, ale jeszcze przyspieszyła. Dłoń paliła ją od silnego uścisku Malfoy’a. Nie przeszkadzało jej to jednak w tym momencie. W błyskawicznym czasie dopadli do toalety. Rzucili się do drzwi. Na ziemi siedzieli przytuleni do siebie Albus i Maeri. Koreanka była wyraźnie zapłakana. Albus spojrzał niepewnie na swoją kuzynkę i Ślizgona. Ci dopiero teraz uświadomili sobie, że dalej trzymają się za ręce i puścili je szybko.
- Co tu się stało?! – krzyknęła Rose i podbiegła do Maeri. Ujęła jej twarz w dłonie i spojrzała przyjaciółce głęboko w oczy.
- Maeri… - powiedziała, starając się nie rozpłakać. Koreanka objęła jej szyję. Weasley zauważyła, że wokół nich leżą włosy dziewczyny.
- Kto to zrobił? – zapytała ostro i wyczekująco podniosła oczy na swojego przyjaciela.
- Nie wiem. Widziałem tylko wybiegającego faceta – odparł zrezygnowany Potter. – Ona też nie wie – dodał szybko jakby przestraszony, że Rose będzie teraz dręczyć Maeri pytaniami.
- Ja chyba wiem… – Malfoy odezwał się pierwszy raz. – Ja wiem kto to zrobił – popatrzył Rose w oczy. – Ian Devone – oznajmił grobowym głosem.
- Zabiję gnoja! – Rose podniosła się gwałtownie, jednym ruchem wyjęła różdżkę i wybiegła z toalety.


***

Rozdział krótki, ale musiał taki być :) Chwilę przynajmniej odpoczęliśmy (prawie) od naszego trójkąta miłosnego :)
Dalej proszę o komentowanie! Krytyka i pochwały mile widziane~!
Co sądzicie o takiej nagłej zmianie klimatu? Samo życie, samo życie...

edit. 28 IV 2013 - zapraszam do oglądania odmienionej podstrony z bohaterami.