piątek, 3 maja 2013

Rozdział VI - NIEPRZEMYŚLANE DZIAŁANIA I ICH SKUTKI

Rozdział pojawia się szybko, yeah! Pojawiłby się szybciej, ale niestety początek tygodnia spędziłam w szpitalu. Leczona metodą: kroplówka i głodówka, odpoczęłam sobie od świata zewnętrznego. Dalej nie wiem co mi jest, wyrostek nie, a brzuch dalej pobolewa. No cóż, diety żadnej nie planuję xD 

Rozdział jest, nawet długi. Nie podoba mi się do końca. Chyba nie nadaję się do pisania jakiś scen akcji, meh... ;D

Pozmieniałam tam coś z komentarzami, nawet nie wiedziałam, że coś takiego jest. dzięki za info ;)

Rozdział dedykuję moim stałym czytelniczkom: Anonimowej, Ance. ;3, Idzie-chan, Lily M. oraz StrawCherry
Wasze uwagi, pochwały i każde słowo są dla mnie bardzo cenne! Dzięki <3

***



Scorpius rzucił się w pogoń za Rose. Bał się, że dziewczyna zrobi coś impulsywnego i niebezpiecznego. W tym momencie nie obchodziło go zdrowie i życie Devone, ale to jakie konsekwencje ponieść może Gryfonka. Widział ją w oddali, biegnącą w nieokreślonym kierunku. Zupełnie nie miała pojęcia gdzie szukać Iana.
- Weasley! Czekaj! – krzyczał za nią Malfoy. Rose odwróciła się gwałtownie.
- Nawet nie próbuj go bronić! – odparła ze złością i pobiegła dalej.
- Nawet nie mam zamiaru! – wołał za nią. Dziewczyna jednak nie zatrzymała się tylko biegła dalej. Zbiegła po schodach prowadzących do drzwi wejściowych. Wtedy też zobaczyła Devone. Stał uśmiechnięty obok wejścia do Wielkiej Sali i wesoło rozmawiał o czymś z Beckettem. Do kolacji została jeszcze godzina, dlatego wokół było stosunkowo pusto. Zwolniła kroku. Różdżkę ściskała w dłoni tak mocno, że aż poczuła pod palcami pot. Malfoy już był blisko, chciał ją złapać i zawrócić, ale nie zdążył.
- Expulso! – krzyknęła Gryfonka. Niewidzialna siła ugodziła z impetem w brzuch Ślizgona odrzucając go pod samą ścianę. Devone uderzył w nią i gwałtownie chwycił się za brzuch.
- Cholera! – warknął głosem pełnym bólu.
- Co palancie? – Rose podeszła do niego z triumfującym uśmiechem. – Fryzjer-amator – syknęła pod nosem.
- Myślisz, że jesteś taka cwana? – zaśmiał się Devone i szybkim ruchem, o który chyba nikt w Hogwarcie by go nie podejrzewał, wyciągnął różdżkę.
- Dręt… - zaczął Ian, jednak nie skończył, bo właśnie ugodziło w niego czerwone światło i jego różdżka poleciała w powietrze. Scorpius złapał ją pewnym chwytem. Devone zdziwiony wytrzeszczył na niego oczy.
- Co ty…? - zapytał niepewnie.
- Z ciebie to jednak jest popapraniec – westchnął ciężko Malfoy. – Zachowujesz się jak skończony idiota i tyle – podsumował go stanowczo.
- To wszystko wina tej zdziry! – zawołał wkurzony Ian.
- Zdziry?! – oburzyła się Rose, do której dopiero teraz dotarło, że jej arcywróg stanął w jej obronie.- Wypluj to! – wycelowała w niego różdżkę wściekła.
- Chyba żartujesz – zarechotał Devone.
- Ja nigdy nie żartuję do jasnej cholery! – dziewczyna zamachnęła się. – Anteoculatia! – rzucony przez nią urok zadziałał błyskawicznie. Z głowy Ślizgona w szybkim tempie zaczęło coś wyrastać, by po kilku sekundach przemienić się w całkiem pokaźne poroże. Beckett, który dotąd zupełnie nie brał udziału we sporze, zaczął się śmiać jak obłąkany. Malfoy jednocześnie przestraszony i rozbawiony, spojrzał na Rose. Dziewczyna była wyraźnie z siebie zadowolona. Nie przewidziała jednak, że nie wszystko pójdzie po jej myśli.
- Weasley! – głos profesora Longbottoma odbił się po Sali głośnym echem. Dziewczyna odwróciła głowę i trochę ze zdumieniem spojrzała w oczy opiekuna Gryffindoru. Nauczyciel przeniósł wzrok na Malofy’a, który w dalszym ciągu trzymał w dłoniach dwie różdżki.
- Znęcacie się nad swoim kolegą? – oburzył się Neville.
- To nie jest żaden mój kolega! – wybuchła dziewczyna.
- On skrzywdził jej przyjaciółkę – próbował spokojnie wyjaśnić Scorpius.
- Nie wiem o co wam chodzi – z uśmiechem na ustach wyparł się Ian i nieznacznie potrząsnął swym porożem.
- Nie kłam, gnido! – Rose kolejny raz podniosła głos.- On zaatakował Maeri Park! – zwróciła się do nauczyciela. – My… znaczy się ja chciałam tylko sprawiedliwości.
- Rose, wiesz, że nie można tak postępować – nauczyciel przybrał rodzicielski ton. W trakcie wakacji ta dziewczyna traktowała go jak własnego wujka, dlatego trudno było mu na nią krzyczeć. – Jeśli rzeczywiście zrobił coś pannie Park, to powinnaś była zgłosić to mi lub innemu nauczycielowi.
- Może powinnam – przyznała Rose niechętnie.
Dopiero teraz na miejsce dotarli Maeri i Albus. Dziewczyna była dalej zapłakana, ale starała się już nie okazywać strachu. Powoli wracała do siebie. Potter rozejrzał się po sali. Na widok Devone zakrztusił się ze śmiechu.
- O, Panna Park – Longbottom zwrócił się do Maeri. – Czy to prawda, że padła pani… ofiarą Pana Devone? – zapytał, chociaż domyślał się, że tak właśnie było.
- Nie mogę powiedzieć, że go widziałam – odpowiedziała sucho dziewczyna. – Jakiś bezmózg jednak zrobił mi to – wskazała na swoje niedbale obcięte włosy.
- Oh, no tak – Profesor powiódł wzrokiem po włosach dziewczyny. – Przyznaje się Pan? – zapytał Iana.
- Nie – odpowiedział Ślizgon z chytrym uśmieszkiem na twarzy.
- Czy ma Pani jakiś świadków? – zapytał niepewnie Neville. Bardzo chciał pomóc swoim wychowankom, ale niestety bez dowodów nie mógł zrobić niczego.
- Niestety nie – odparła Maeri przez zęby.
- Panie Profesorze – Albus podszedł do nauczyciela. – Łatwo sprawdzić możemy czy to był on czy nie – powiedział pewnym głosem.
- Jak to? – zapytał nauczyciel niepewnie. Al pospieszył z wyjaśnieniami.
- Przed atakiem Maeri została spetryfikowana – zaczął wyjaśniać. – Wystarczy sprawdzić jakie zaklęcie ostatnio zostało rzucone różdżką Iana. Jeśli miał pecha i Petrificus Totalus okaże się właśnie tym ostatnim, to możemy przyznać, że on był sprawcą – podsumował Potter. – Chyba, że Devone wyjaśni nam inny, przekonywujący powód użycia tego zaklęcia – dodał niechętnie.
- Ma Pan rację, Panie Potter – przyznał nauczyciel. Malfoy podał mu więc różdżkę swojego Ślizgońskiego kumpla.
-  Prior Incantato – wymruczał profesor. – Rzeczywiście, Petrificus Totalus – zawyrokował. – Jakieś wyjaśnienia, Panie Devone?
- Jestem czarodziejem, wiadomo, że rzucam zaklęcia – odburknął Ślizgon.
- Takie zaklęcia? Czyżby się Pan z kimś pojedynkował? – Neville nie pozwolił się zbyć.
- Ci Pana Gryfoni to banda debili – warknął chłopak.
- Nie zapominaj się Devone! – krzyknął za nim nauczyciel. – Jutro po lekcjach chcę cię widzieć w swoim gabinecie! Spróbuj się na stawić, to do końca roku będziesz mieszkał z Hipogryfami! A teraz marsz do Skrzydła Szpitalnego, niech ci coś zrobią z tymi rogami – zagroził mu. Ian prychnął tylko i ruszył w górę schodów. Beckett, dalej strasznie się śmiejąc, poszedł za nim. Neville spojrzał na Rudą.
- Nie martw się, Rose – uspokoił ją. – Spotka go kara – uśmiechnął się do niej, a dziewczyna odpowiedziała tym samym. – Nie mogę jednak tobie i Panu Malfoy’owi puścić płazem ataku na drugiego ucznia – dodał posępnie.
- Rozumiemy – odpowiedział za nich oboje Scorpius, a reszta spojrzała na niego ze zdziwieniem. Longbottom kiwnął tylko głową.
- W ten weekend nie pójdziecie do Hogsmeade, a zajmiecie się sprzątaniem cieplarni – powiedział już zupełnie profesorskim tonem.
- Ale… - próbowała zaprotestować Weasley.
- Przykro mi Rose – powiedział szczerze Neville. – Twoja mama pewnie nie byłaby zadowolona – rzucił z uśmiechem. Profesor odszedł zostawiając uczniów samych.
- Maeri! – Ruda podbiegła do przyjaciółki. – Dobrze się już czujesz? – zapytała z troską w głosie.
- W porządku – odparła Koreanka z lekkim uśmiechem. – Albus się mną zajął – dodała ciszej i Rose mogła przysiąść, że przez ułamek sekundy zobaczyła na jej twarzy delikatny rumieniec.
- Powinieneś lepiej pilnować swoich kumpli – Rose odwróciła się gwałtownie w stronę Malfoy’a.
- Wybacz, ale nie mam w zwyczaju kontrolować swoich znajomych – powiedział lodowato.
- Rose, on ma rację – Albus poparł Ślizgona niechętnie. – Mówisz do niego, jakby to on był winny krzywdzie Maeri – skarcił swoja kuzynkę. Weasley poczuła się jak małe dziecko. Zarumieniła się i znów podniosła wzrok na Mafloy’a.
- Dobra, racja, nie miej do mnie urazy – powiedziała cicho. Scorpius spojrzał na nią i pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Pamiętaj, żeby przyjść do cieplarni, sam tego nie będę sprzątał! – powiedział twardo, ale jego głos brzmiał tak, jakby na siłę przybierał poważny ton. Poszedł w stronę lochów, a przyjaciele podążyli wzrokiem za jego oddalającą się sylwetką.
- Nigdy nie myślałam, że Malfoy mógł się tym tak przejąć – przyznała po chwili zastanowienie Maeri.
- Ciekawe co mu odbiło – zaśmiała się Weasley.
- Rzeczywiście, ciekawe – powiedziała pod nosem Park i zerknęła z ukosa na swoją przyjaciółkę.


W trakcie kolacji wszystkie oczy zwrócone były w jedną stronę. W stronę stołu Gryfonów. Rose zajadała szybko i wiele, tak jak zawsze. Albus jadł powoli, co chwila wtrącając kilka słów do toczonych obok dyskusji. Maeri siedziała wyprostowana i dumnie przeżuwała rogalika z serem. Na jej głowie leżał biały kapelusik w niebieskie kwiatki, pod którym schowała resztkę włosów. Taka nagła zmiana głównej trendsetterki szkoły ciekawiła pierwszaków. Wśród starszych klas rozniosła się już jednak wieść o ataku na dziewczynę. Co dociekliwsi wiedzieli też kto był sprawcą i co go z tego tytułu spotkało. Weasley podniosła spojrzenie na przyjaciółkę.
- Jesteś pewna, że wszystko dobrze? – wolała się upewnić.
- Kwiatuszku, nie łatwo jest mnie skrzywdzić – odparła Maeri z uśmiechem. Rose dalej miała jednak złe przeczucia. Albus przerwał czytanie, by usłyszeć odpowiedź Park. Przyjrzał się jej uważnie.


Potter nie mógł spać, wiercił się na łóżku. Cały czas myślał o wydarzeniach minionego dnia. Najchętniej dokopałby temu Devone. Kuzynka jednak załatwiła to za niego i myśl ta wcale go nie pocieszała. Usiadł na łóżku. Była godzina pierwsza. Uznał, że nie jest w stanie zasnąć, dlatego po cichutku zszedł do Pokoju Wspólnego. Na kanapie przed kominkiem ktoś siedział. Pierwszym, co rzucił się chłopakowi w oczy był biały kapelusik.
- Maeri? – zapytał cicho. Dziewczyna odwróciła się przestraszona.
- Ale mnie wystraszyłeś – powiedziała do niego z wyrzutem. Albus dostrzegł lusterko w jej dłoniach. Podszedł do kanapy i oklapł obok dziewczyny. Spojrzał na nią z boku.
- Tak bardzo przejmujesz się tymi włosami? – zdziwił się i wziął lusterko z jej ręki.
- Co ty możesz wiedzieć – odfuknęła i wyrwała mu lusterko z ręki. Przejrzała się w nim. Ściągnęła kapelusz. – Patrz jak one wyglądają – brzmiała, jakby zaraz miała się rozpłakać.
- Ale włosy to nie jest aż tak ważna sprawa – próbował ją przekonać.
- Marny sobie wybrałeś sposób na pocieszenie – zdenerwowała się dziewczyna. – Dla mnie to jest ważna sprawa! Myśl sobie, że jestem próżna, beznadziejna, taka, siaka! Mam to gdzieś! – krzyknęła i podniosła się gwałtownie. Pobiegła w stronę dormitorium. Al patrzył za nią otępiały.


Rose zaraz przy śniadaniu uświadomiła sobie, że między Maeri i jej kuzynem jest coś nie tak. Nie chciała jednak drążyć tematu, a wypytać ich o to na osobności. Albus cały poranek pochłonięty był w lekturze. Nawet na lekcjach nie przestawał czytać. Kilku nauczycieli zwróciło mu uwagę, a takie sytuacje zdarzały się bardzo rzadko. W końcu podczas kolacji uśmiechnął się triumfalnie.
- Słuchaj Maeri – zwrócił się  szeptem do koleżanki, tak by Rose, która właśnie rozmawiała z Lily, go nie usłyszała – Jest coś, o czym musimy pogadać. – Park podniosła brwi i spojrzała na niego wyczekująco.
- Znaczy nie teraz – poprawił się Albus. – Jak skończysz jeść to przyjdź do pierwszej klasy po prawej na drugim piętrze – polecił jej. Maeri była bardzo zdumiona, ale nie odpowiedziała. Potter odszedł od stołu. Po pięciu minutach Koreanka także wstała. Miała zamiar zignorować jego prośbę, ale stało się tak, że nogi same poniosły ją na miejsce spotkania. Otworzyła klasę. Albus siedział na ławce pośrodku Sali. Na jej widok uśmiechnął się szeroko.
- Jednak przyszłaś.
- O co chodzi? – zapytała lodowato dziewczyna. – Nie mam zbyt wiele czasu.
- Chodzi o twoje włosy – odparł Al. – Znalazłem sposób, by były takie jak dawniej – powiedział pewnym głosem.
- Naprawdę? – ton dziewczyny zmienił się, a w jej oczach zajaśniała nadzieja.
- Pewnie! Znalazłem zaklęcie – chłopak wskazał na jedną z książek, które przez cały dzień czytał.
- Jesteś go pewien w stu procentach? – dopytywała się dziewczyna.
- W dwustu! – zapewnił ją Potter.
- To na co jeszcze czekasz? – zapytała ze śmiechem dziewczyna. Albus podszedł do niej i delikatnym ruchem zdjął z jej głowy kapelusik. Różdżkę wycelował w jej włosy.
- Crescete*! – wyszeptał. Włosy zaczęły rosnąć. Chłopak uśmiechnął się z zadowoleniem. Uśmiech szybko jednak zszedł z jego twarzy, kiedy włosy nie skończyły się na pasie, tylko rosły dalej i dalej.
- Noncrescete*! – usilnie próbował powstrzymać je chłopak, ale nic nie działało. Maeri obróciła głowę.
- Coś ty ze mnie zrobił?! Jakąś cholerną Roszpunkę!? – zawołała wściekła.


Widok Maeri Park i Albusa Potter’a, trzymającego w rękach jej włosy niczym welon, idących do Skrzydła Szpitalnego rozbawił tego wieczoru wielu. Dziewczyna była wściekła, co chwilę krzyczała cos o niesprawdzonych zaklęciach. Chłopak zaś wyglądał jak zbity pies i trakcie drogi nie odezwał się nawet słowem.

***************

1) Crescete (łac. cresco - rosnąć) - próbowałam utworzyć od tego czasownika tryb rozkazujący (rośnij). Nie jestem jednak orłem z łaciny, więc wątpię w poprawność tego stwierdzenia.

2) Noncrescete - w zamierzeniu: nie rośnij :) Tak, wiem, oryginalność pierwsza klasa.