Witam :) Chciałam wyjaśnić kilka spraw związanych z tym rozdziałem. Starałam się ukazać w nim charaktery postaci i związki między nimi. Możliwe, że dodałam zbyt wiele dramatyzmu, ale taka już jestem. Może to też dlatego, że łatwo ponoszą mnie emocje, a piosenka towarzysząca mi przy pisaniu większości rozdziału, wprawia mnie w ten płaczliwy, widoczny szczególnie pod koniec, stan. Nie jestem w pełni zadowolona z treści jaką wam przedstawiam, ale w końcu uznałam, że jest to niezbędne dla całości opowiadania. W przyszłości postaram się, by było lepiej :)
Zapraszam do lektury ^^
***
Pierwsze trzy tygodnie szkoły szybko minęły. Rose nie
zauważyła nawet kiedy znów zdążyła przyzwyczaić się do szkolnego życia.
Wstawanie też już nie stwarzało jej problemów. Szósta klasa różniła się jednak
nieco od lat poprzednich. Do dormitorium dziewczyny wprowadziła się nowa osoba,
Maeri. Z początku Weasley nie miała ochoty na zadawanie się z nią, ale po kilku
dniach musiała przyznać, że nie żywi do niej antypatii. Wręcz przeciwnie, lubi
siedzieć z nią w ławce i słuchać jej chłodnych uwag. Koreanka zaś doszła do
wniosku, że skoro Rosie sama na początku wyraziła zainteresowanie jej osobą, to
nie ma nic przeciwko, by przebywać w jej towarzystwie. Tak też wkrótce Maeri
zdobyła jedyną osobę w szkle, która naprawdę ją lubiła. Trudno się dziwić,
zważając na jej wyniosły charakter. Rose tylko śmiała się z tego i kręciła z
niedowierzaniem głową, kiedy słyszała z ust swojej koleżanki kolejny dumny
tekst. Albus nie był z tego powodu zadowolony. Było tak też pewnie ze względu
na to, że Maeri jakoś nie bardzo dostrzegała jego obecność. Denerwowała go
ignorancja z jej strony. Jednak Gryfonka taka już była, wybredna. Inne
podejście miała tylko do swojego kwiatuszka.
- Kwiatuszku! – na dźwięk głosu swojej koleżanki, Rose
odwróciła się. Maeri szła wyprostowana, równym krokiem przez korytarz.
Odrzuciła w tył swoje długie, piękne włosy, wprawiając tym gestem w zachwyt
puchońskich piątoklasistów. Dziewczyna spojrzała tylko na nich i skrzywiła
twarz. Czy oni nie widzą różnicy poziomów? Weasley zaśmiała się na ten widok.
- Tu jesteś, myślałam, że poszłaś już na lekcje –
uśmiechnęła się Ruda.
- Taki miałam zamiar, ale przylazł jakiś koleś. Jak on to
się nazywał – zastanowiła się chwilę Park. – Ivan Demone? Czy jakoś tak.
- Ian Devone – Rose zmienił się wyraz twarzy.
- Czy to nie jest przypadkiem takie coś, co włóczy się za
tym blondasem, twoim koszmarem? – powiedziała aż nazbyt poważnie Maeri.
- Tak, to on –
zaśmiała się Weasley. – Ale czekaj – zatrzymała się w pół kroku. – Co on od
ciebie chciał?
- Coś tam gadał o romantycznym spacerze po błoniach… czy
inne takie bzdety. Jakieś światło księżyca i inne sprawy.
- Chyba się nie zgodziłaś? – Rose wytrzeszczyła na nią oczy.
- Pewnie, że zgodziłam – Koreanka zaśmiała się wrednie. –
Coś czuję, że długo sobie dziś na mnie poczeka.
- Ty nie masz zamiaru iść, prawda? – zapytała Weasley już
znając odpowiedź. Na twarzy Park pojawił się tylko chytry uśmieszek.
Po wizycie w bibliotece, Rose spieszyła się do Pokoju
Wspólnego. Miała spotkać się tam z Alem i Maeri. Nie chciała, żeby
długo czekali sami, bo wiedziała, że rzucą się sobie do gardeł. Nagle usłyszała
jakieś krzyki. Skręciła w róg korytarza i wyjrzała, tak by nikt jej nie
zauważył. Ian Devone, widocznie zły po tym jak Maeri nie przyszła na spotkanie
i godzinę musiał bezowocnie czekać na dworze, znęcał się nad jakimś ślizgońskim
pierwszakiem.
- No co mały! – warknął Ian i pociągnął chłopaka za włosy. –
Taki mugolak jak ty w Slytherin’ie! – wyśmiał go Devone. – Trzeba nauczyć cię
gdzie twoje miejsce! – popchnął chłopaka na ścianę i zaśmiał się wrednie.
Wkurzona Rose już chciała ruszyć do akcji, kiedy nagle pojawił się Malfoy. Na
jego twarzy widać było złość. Podszedł do swojego kumpla i wymierzył mu cios w
twarz. Pięść Malfoy’a musiała być ciężka, bo wściekły Ian upadł na posadzkę.
- Uspokój się człowieku! – powiedział do niego Scorpius i
pokręcił z niedowierzaniem głową. – Nawet swojego atakujesz! Jak ci nie wstyd?!
Jeszcze pierwszaka?!
- Dobra, przesadziłem – Ian stał się jakby mniejszy pod wściekłym
wzrokiem Malfoy’a. Spojrzał na maltretowanego przez siebie wcześniej chłopczyka
– Tego mały, zapomnij o tym. – machnął ręką, podniósł się z trudem i odszedł
zły. Malfoy pochylił się zaś nad młodym Ślizgonem i poczochrał go przyjaźnie po
włosach.
- Nie rycz mały, Ślizgoni nie płaczą! – zaśmiał się
Scorpius. – Theo Smith, mam racje?
- Tak, panie Malfoy – wychrypiał pierwszak.
- Nie jestem żadnym panem Malfoyem! – zaśmiał się chłopak.
– Masz szczęście, że tędy przechodziłem. Następnym razem spróbuj się postawić i
zawalczyć o swoje. Wtedy wszyscy docenią twoją wartość.
- Dzięki – powiedział cicho Theo. Patrzył na Malfoy’a jak na
swój wzór, swojego wybawcę.
- Leć już lepiej do dormitorium – Scorpius wyprostował się.
– Tylko nie wchodź tam taki zapłakany! – uśmiech zagościł na jego twarzy. Z tym
miłym uśmiechem, podążał wzrokiem za oddalającym się pierwszakiem. Rose zdziwił
ten widok. Pierwszy raz widziała swojego wroga numer jeden w takiej sytuacji.
Wydawał się jej wtedy taki miły i opiekuńczy. Nie mogła oderwać od niego
wzroku. Ujął ją tym gestem. W tym momencie Scorpius dostrzegł Rose. Już chciał
coś warknąć, przekonany, że dziewczyna zaraz sama rozpocznie bitwę, jednak
zaraz zamarł. Dziewczyna uśmiechała się do niego. Ten uśmiech wywołał w nim
dziwne uczucie. Czuł się tak pierwszy raz. Spojrzał w jej oczy, przyjazne i
wesołe. Stał tak wmurowany i patrzył na nią. Ona poczęła iść w jego kierunku i
kiedy już wydawało się, że go ominie, przystanęła.
- Mógłbyś częściej być taki, Malfoy – powiedziała, w jej
głosie nie słychać było ani odrobiny złośliwości. – Wtedy nawet ja bym cię
polubiła – uśmiechnęła się jeszcze raz, spojrzała na niego, ominęła i odeszła
powolnym krokiem. Scorpius śledził jej oddalającą się sylwetkę. Wydawała się
taka delikatna, dużo niższa od niego. Z pewnością wspaniale byłoby ją
przytulić, wtulić się w te rude, pachnące włosy. Chłopak otrząsnął się. O czym
on myślał? O przytulaniu Weasley?! Poczuł na siebie gniew. Nie może mieć takich
myśli i tyle.
- Scorpius! – ktoś zaśpiewał koło jego ucha. Ocknął się i
spojrzał na stojącą obok niego dziewczynę, Olivię Nott.
- A, to tylko ty – rzucił wyraźnie rozczarowany Malfoy.
- A spodziewałeś się kogoś innego? – zapytała podenerwowana
już Ślizgonka.
- Sam nie wiem… – powiedział odległym głosem Scorpius. I
dlaczego wypowiadając te słowa przed oczami stanęła mu pewna rudowłosa
Gryfonka?
Weasley zastanawiała się nad tym co właśnie zobaczyła. Czy
to możliwe? Czy naprawdę był tam Scorpius Malfoy, a nie ktoś zwyczajnie do
niego podobny? Zaśmiała się na tą myśl. To z pewnością był on.
- Rose! Rose! – dziewczyna odwróciła się. Za nią stał
zziajany Nathan.
- Wołam cię i wołam – uśmiechnął się.
- Przepraszam, zamyśliłam się – powiedziała Gryfonka.
- Mam nadzieję, że tak intensywnie myślałaś o mnie – zaśmiał
się przyjaźnie Krukon.
- Oczywiście – wyszczerzyła się Rosie i pokazała mu język.
- Nie bądź taka – w głosie Nathan’a słychać było udawany
wyrzut.
- Jaka? – zainteresowała się panna Weasley.
- Nieczuła – powiedział poważnie Krukon. Zaraz jednak
wybuchnął śmiechem. – Nie patrz na mnie tak groźnie.
- Dlaczego? – Rosie próbowała przybrać poważną minę.
- Może dlatego, że jeszcze ładniej wyglądasz z uśmiechem na
twarz – powiedział cicho Nathan, nachylił nad dziewczyną i dłonią dotknął
delikatnie jej policzka. Rose poczuła, że się czerwieni. Spojrzała nieśmiało na
chłopaka, jego oczy błyszczały. W tym momencie Krukon delikatnie uszczypnął ją
w policzek. Dziewczyna odskoczyła od niego.
- Pucuś – zaśmiał się chłopak.
- Nie pozwalaj sobie – Rose udała obrażoną, ale zaraz też
parsknęła śmiechem. Dalej jednak czuła się trochę nieswojo. – Do tej pory nie
wiem czemu tak za mną biegłeś – postanowiła dla bezpieczeństwa zmienić temat.
- Chciałem tylko z tobą pogadać – odpowiedział.
- O czym?
- Czymkolwiek – odparł z uśmiechem. Rose poczuła, że
ugrzęzła. Czyli jednak Lily dobrze odczytała jego zamiary? Tylko jak to
możliwe, że taki chłopak zwrócił uwagę na dziewczynę typu Rosie Weasley? No trudno, muszę się pogodzić ze swoją
niesamowitością, zaśmiała się w duchu
Ruda.
- To mam nadzieję, że spełniłam twoje oczekiwania, bo muszę
już lecieć – powiedziała. – Przyjaciele na mnie czekają.
- No trudno – chłopak był wyraźnie zawiedziony.
– Następnym razem tak łatwo mi nie uciekniesz. – Rose odwróciła się i pomachała
mu, a on stał tam dalej i uśmiechał się sam do
siebie. Tylko Malfoy był
wściekły. Wściekły, że akurat musiał się tam znaleźć w tym momencie. Nie mógł
na to patrzeć, musiał stamtąd pójść. Miał ochotę zmazać Krukonowi z twarzy ten
durny uśmieszek. Szedł szybkim krokiem. Przy uchu trajkotała mu Olivia.
- Zamknij się! – warknął do
dziewczyny. Ta momentalnie przestała mówić. Na nią też był zły. To ona
wymyśliła sobie, że musi mu coś pokazać, a tak naprawdę okazało się, że chciała
iść z nim na jakiś idiotyczny spacer. Przez nią musiał to oglądać. Stanął jak
wryty, kiedy dostrzegł na co ten Wayne sobie pozwala. Niech sobie pomaca swój
tyłek, a nie twarz Weasley! Nie odda mu swojego wroga numer jeden, nigdy! Co on
sobie myśli?! Jego i Rose łączy zdecydowanie silniejsze uczucie! Tak długo
budowali przecież wzajemną nienawiść! Nadal jednak musieli jej doglądać, a on
co?! Wszystko zepsuje! Chłopak wpadł jak burza do Pokoju Wspólnego i rzucił się
do drzwi od dormitorium. Wkurzony opadł na łóżko. Skulił się i przytulił do
swej poduszki. W tym momencie Scorpius Malfoy przypominał małe, zagubione
dziecko. Prawie już zasnął, tylko jak we mgle mignęła mu myśl o tym, że wolałby,
by między nim i Rose było to drugie, tak silne uczucie.
Gdy Rose dotarła do Pokoju Wspólnego, zastała niecodzienny
widok. Maeri i Albus siedzieli obok siebie, rozmawiali i śmiali się. Nawet jej
nie zauważyli, pochłonięci sobą.
- Widziałaś jego minę?! – pytał po raz kolejny Potter, na co
Koreanka zalewała się łzami ze śmiechu.
- Cześć – rzuciła Weasley i opadła na miejsce obok swojej
koleżanki.
- Nareszcie jesteś –
ucieszyła się Maeri. Razem z Albusem opowiedzieli jej jak to ukryci pod
peleryną niewidką, obserwowali wściekłego Devone. Co chwilę przerywali, by
wybuchnąć śmiechem. Rose obserwowała ich nieobecnym wzrokiem. Co powinna robić?
Zostawić to wszystko jak jest, czy może odwzajemnić zainteresowanie Nathan’a? Nie
czuła do niego nic specjalnego, ale była przekonana, że musi go bliżej poznać. Szybko
pożegnała się z przyjaciółmi i poszła do dormitorium. Położyła się na swoim łóżku
i zamknęła oczy. Powinna być szczęśliwa. Dlaczego nie jest? Dlaczego przed
oczyma staje jej obraz uśmiechniętego Malfoy’a? Czy naprawdę nigdy nie widziała
jego szczerego, radosnego uśmiechu? Czy może nie chciała widzieć? Dlaczego
teraz to dostrzegła? Dlaczego na jego wspomnienie nie myśli o ich wiecznych
bójkach i kłótniach, tylko jego uśmiechniętej twarzy? Nawet nie zauważyła kiedy
zasnęła. Przebudziła się późno w nocy. Usiadła na łóżku i wpatrywała się tępo w
przestrzeń. Sama nie wiedziała skąd pojawił się u niej ten zły nastrój.
Przeklinała siebie w duchu za głupotę. Nienawiść jest silna, powinna wygrać! I
tym razem wygrała, bo dziewczynie znów udało się zasnąć.
Obudziła się z bólem głowy, jednak szczęśliwa, bo udało jej
się pozbyć natrętnych myśli. Wściekłość na siebie i swoja własna słabość, dalej
nie dawały jej spokoju. Była pewna swojej nieustającej nienawiści do Malfoy’a,
jedna chwila nie mogła jej zmienić. Po prostu tak bardzo zdziwił ją fakt, że
jest on też człowiekiem. Takim prawdziwym, z krwi i kości, a nie wypełnioną
jadem gnidą. Postanowiła do tego nie wracać. Szybko doprowadziła się do
porządku i wyszła na śniadanie. Maeri nie było już w dormitorium, więc drogę do
Wielkiej Sali pokonała w samotności. W drzwiach zastała Nathan’a, stał oparty o
framugę, wyglądał jakby na kogoś czekał. Na jej widok uśmiechnął się szeroko i
wyprostował.
- Cześć Rose! – zawołał do niej i ruszył w jej stronę. Odwzajemniła
uśmiech i pomachał mu.
- Nie wyspałaś się? – zapytał.
- Tak to widać? – przestraszyła się Gryfonka i próbowała
rękami poprawić włosy.
- Jak zawsze ładnie wyglądasz – wyszczerzył się Wayne, na co
dziewczyna tylko się zarumieniła. – Może coś nie daje ci w nocy spać? – jego
głos przybrał podejrzliwy ton. – Jeśli coś cię martwi, zawsze możesz się do
mnie zwrócić.
- Dzięki – odparła Weasley. – Mam tylko małe problemy ze
wstawaniem. Jeszcze jutro mam ten okropny egzamin z Obrony Przed Czarną Magią.
Kto w ogóle wymyślił, żeby z tego przedmiotu zdawać teorię? Jeszcze po miesiącu
nauki, zgroza. Pewnie Sloth zada pytania z zeszłego roku – oburzyła się
szczerze Ruda. Na twarzy Nathan’a pojawiła się zaś radość.
- Wiesz Rose, miałem dziś w planach trochę pouczyć się z
Obrony Przed Czarną Magią w bibliotece. Za dwa dni będę pisać ten test i wolę
się przygotować – powiedział wyczekująco.
- Przynajmniej zaczniesz przygotowania wcześniej niż ja –
Ruda zaśmiała się. Nathan wyglądał na trochę zawiedzionego, ale postanowił
dalej ciągnąć temat.
- Tylko, że nie wiem czy sam dam radę wystarczająco się
zmobilizować – spojrzał na nią znacząco.
- Aha… - Rose powiedziała do siebie cichym głosem. W końcu
zrozumiała jego intencje, a ponoć to faceci nie rozumieją aluzji. Krukona wciąż
nie zadawalała jej odpowiedź i postanowił się nie poddawać.
- Może chciałabyś się ze mną pouczyć? – postawił sprawę
jasno. Trochę zasmucił go fakt, że Rose od razu nie uczepiła się pierwszej
możliwej okazji, by razem spędzili trochę czasu. Nie chciał brać jej tego za
złe, bo zaraz też poprawił mu się humor, słysząc pozytywną odpowiedź z jej ust.
- To może około 16 w bibliotece? – zaproponowała.
- Będę czekał – zapewnił ją Krukon. – Teraz już lepiej leć
zjeść to śniadanie.
- Masz rację, jestem strasznie głodna – powiedziała Weasley,
pomachała mu na pożegnanie i ruszyła w kierunku Maeri. Ta siedziała z Alem i Joel em przy stole i
wszyscy zajadali się tostami z serem.
- Gdzie byłaś tak długo? – chciał wiedzieć jej kuzyn.
- Spotkałam kogoś po drodze – odparła Ruda.
- Nathan’a Wayne? – zapytała Maeri, dalej pracowicie jedząc
swojego tosta.
- Skąd wiesz? – zdziwiła się Ruda.
- Obserwowaliśmy was – wyszczerzył się Joel.
- Opowiadaj! – Koreanka przeniosła wzrok z posiłku na swoją
koleżankę. – On nawet nie jest taki zły, przynajmniej nie jak większość facetów
tutaj – powiodła znaczącym spojrzeniem po Albusie i Joel’u, ci tylko spojrzeli
na siebie i wzruszyli ramionami.
- To nie tak… chyba… - powiedziała Rosie i ugryzła spory
kawałek tosta. Przełknęła go, popiła sokiem pomarańczowym i opowiedziała
przyjaciołom o tym, że będzie się dziś razem z Nathanem uczyć w bibliotece.
- Nie wiem czy to jest taki dobry pomysł, że nam o tym
opowiedziałaś – zastanowił się Joel,
- Dlaczego? – zapytała Weasley. McLaggen tylko wskazał głową
na Maeri i Albus’a , wymieniających między sobą znaczące spojrzenia.
- Nie zaznasz spokoju – westchnął cicho blondyn i wstał od
stołu – Ja już lepiej pójdę. – pożegnał się z nimi i odszedł szybkim krokiem.
- To o której ta
randka? – zainteresowała się Maeri, a Ruda tylko spojrzała na nią ze
zdziwieniem.