poniedziałek, 6 sierpnia 2012

ROZDZIAŁ I – TRUDNE I JEDNOCZEŚNIE SZCZĘŚLIWE POWROTY

Rozdział pierwszy! Trochę krótki, ale taki bardziej wprowadzający ^^ Witam wszystkich. Mam nadzieję, że się spodoba. Zapraszam do czytania, komentowania i zostawiania adresów swoich stron ;)



***


Krajobrazy szybko migały za oknem. Rose tępo wpatrywała się w nowe drzewka, domki, pola. Znów jechała do Hogwartu, już szósty raz. Albus nie odzywał się od dłuższego czasu. Spojrzała w jego stronę. Chłopak siedział sobie wygodnie i czytał jakąś książkę. No tak, to właśnie cały on. Wtem sielankę przerwało wtargnięcie jakiegoś zziajanego osobnika do ich przedziału.
- Matko! Nareszcie bezpieczny! – wydyszał James Potter i oklapł na siedzenie obok kuzynki. Spojrzała na niego. Jego rozczochrana zazwyczaj czarna czupryna, była w jeszcze gorszym nieładzie, a orzechowe oczy świeciły się od podekscytowania.
- Co się znowu stało? – zapytała go Weasley.
- Musiałem uciekać przed jakąś Romildą! Nie żebym przesadzał, ale ona wyglądała jakby chciała mnie zjeść! – zarechotał tylko głupawo. Wyrwał Albus’owi książkę z ręki i zaśmiał się. – Te młody! Brat przyszedł, przywitałbyś się! – Al spojrzał tylko na niego kątem oka, zabrał książkę i wrócił do lektury. Znów powrócił monotonny nastrój. Zaraz przerwał go jednak widocznie znudzony James i odpowiedział kilka, o dziwo, naprawdę śmiesznych żartów. Posiedział tak z nimi chwilę i wyszedł mówiąc coś o czekającym na niego Fred'zie. Rose postanowiła, że nie będzie się nudzić i także wyciągnęła książkę, Jak przeżyć w razie napadu każdego magicznego stworzenia? Luny Lovegood-Scamander. Chyba jako jedyna osoba w Weasley’owo-Potter’owej rodzinie naprawdę na serio traktowała jej twórczość. Nawet szczerze cieszyła się z autografu autorki widniejącego na pierwszej stronie trzymanego przez nią w dłoniach egzemplarzu. Była jej prawdziwym fanem. Co z tego, że większość tych rzeczy nie istnieje? Uwielbiała ciocię za to, że była sobą i oddawała się swej pasji. Dodatkowo okazało się, że ma talent pisarski i jej dzieła świetnie się czytało. Tak świetnie, że dziewczyna i jej kuzyn, także pochłonięty w lekturze, nie zauważyli, kiedy dotarli do celu. Dał im o tym znać gwar panujący na korytarzu. Oboje spojrzeli na siebie.
- Cholera! – zdenerwował się Potter. Przyjaciele skoczyli, by migiem przebrać się w szkolne szaty. Na korytarzu panowały praktycznie pustki. Pobiegli do wyjścia. Już mieli wsiadać do pociągu, kiedy Rose przypomniała sobie o czymś i uderzyła się otwartą dłonią w głowę.
- Zapomniałam! Moja kochana książka! – dziewczyna rzuciła się z powrotem do pociągu. Wpadła do niego zziajana i szybkim krokiem weszła do zajmowanego wcześniej przedziału. Książka jak gdyby nigdy nic leżała sobie na siedzeniu. Weasley chwyciła ją i wznowiła szaleńczy bieg. Dopadła ostatniego powozu. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie on. Siedział tam. Znowu on. Wiecznie na niego wpadała. Rzucili sobie rytualne wrogie spojrzenia. Scorpius Malfoy. Nic się nie zmienił przez te dwa miesiące. Dalej był wysokim blondynem, o intensywnie niebieskich oczach. Usiadła naprzeciw niego. Dopiero teraz zauważyła siedzącego obok swojego wiecznego wroga, chłopaka. Jak wcześniej mogła go nie zauważyć? Nie uganiała się jakoś specjalnie za chłopakami jak większość wychowanek Hogwartu, ale jego znali wszyscy. Nathan Wayne, szukający i kapitan drużyny Krukonów w Quidditch’u. To pewnie opary Malfoy’a tak niekorzystnie wpływały na jej świadomość ogólnoprzestrzenną i inne takie.
- Cześć. Jesteś Rose Weasley, prawda? Nathan Wayne – chłopak uśmiechnął się oszałamiająco i podał jej rękę. Rose lekko się zaróżowiła i wyciągnęła dłoń. Nathan uścisną ją delikatnie.
- Tak, zgadza się – posłała mu słodki uśmiech. Malfoy spojrzał na nią i wytrzeszczył oczy. Rose pochwyciła jego spojrzenie i przybrała minę z cyklu: nie gap się idioto, bo zaraz cię będą zbierać z ziemi do słoików. Ten tylko pokręcił głową i opadł zrezygnowany na siedzenie. Dziewczyna przeniosła zaś wzrok na przystojnego Krukona. Nie zachowuj się jak idiotka, skarciła się w myślach. Naprawdę nie wiedziała co powiedzieć. Dodatkowo był tu Malfoy! Dlaczego on ją musiał prześladować? Tym razem jednak na coś się przydał, bo Nathan przerwał niezręczną ciszę pytaniem skierowanym w stronę Ślizgona.
- Szykuje się ciężki sezon, prawda?
- Dla kogo ciężki, dla tego ciężki – odparł lekceważąco Scorpius i znów powrócił do obserwacji Rose. Ta prychnęła tylko oburzona. Dalszą część drogi spędzili w milczeniu. Weasley i Malfoy łypali tylko na siebie nieprzyjaźnie. Nathan obserwował to z lekkim rozbawieniem. Gdy powóz się zatrzymał, pierwsi wysiedli chłopacy. Krukon podał Gryfonce rękę, by pomóc jej wyjść. Ta spojrzała na nią, potem na przyglądającego się wszystkiemu Scorpiusa i ujęła dłoń Nathan’a. Oczywiście nie obyło się bez wrednej uwagi Slizgona.
- Co ty Weasley już nawet chodzić nie umiesz? – warknął Malofy. Rose spojrzała na niego wściekła.
- Nawet jeśli, to jest to nie twój interes, Malfoy – ostatnie słowo wysyczała przez zaciśnięte zęby. Wszyscy ruszyli w stronę szkoły. Rose i Scorpius zajęli się obrzucaniem siebie nawzajem wyszukanymi epitetami. Nathan szedł z prawej strony Rose i co raz wybuchał śmiechem. Skłóceni wrogowie nawet tego nie zauważali. W końcu doszli do Wielkiej Sali. Rose pomachała Krukonowi, na Ślizgona tylko spojrzała z politowaniem i ruszyła w stronę Gryfonów. Lily pomachała w jej stronę. Rose zajęła miejsce między nią a Alem. Rozpoczęła się Ceremonia Przydziału, po której dyrektor Julie Owens wygłosiła kolejną ze swoich jakże długich przemów. Kiedy skończyła, wygłodniali uczniowie w końcu mogli zabrać się do jedzenia. Śpiąca już prawie Rose poczuła jak ktoś szturcha ją w bok. Spojrzała na podekscytowaną Lily.
- Nathan Wayne się na ciebie gapi! – powiedziała Potter. Weasley przybrała zdziwiony wyraz twarzy i obróciła się niepozornie w stronę stołu Krukonów.  Jej wzrok zatrzymał się na ich szukającym. Rzeczywiście chłopak spoglądał na nią z uśmiechem. Dziewczyna nie bardzo wiedziała co ma robić w takiej sytuacji. Lekko się uśmiechnęła i przeniosła wzrok na następny stół. Siedział tam Malfoy. Patrzył się na nią wściekłym wzrokiem. Wykrzywiła się, uniosła głowę i obróciła w stronę siedzącego przed nią Hugo.
 - Co tak tą szyją kręcisz? – zaśmiał się jej brat.
- Chciałbyś wiedzieć – zaszczebiotała wesoło Lily i mrugnęła porozumiewawczo do Rose. – Jakieś zmiany wyczuwam – wyszczerzyła się. Weasley zastanowiła się. Czy jej kuzynka uważa, że Nathan na nią leci? Byłoby to ciekawe, ale raczej niemożliwe. Zaraz, zaraz. To czemu wlepiałby w nią swoje ślepia? Reszta uczty minęła Rose na właśnie takich rozważaniach. Po kolacji udała się wraz z resztą przyjaciół do Wieży Gryffindor’u. Marzyła
tylko o tym by pójść spać, tak też zrobiła. Jutro czekał ją przecież ciężki dzień.


Oczywiście Rose musiała zaspać. To było zupełnie w jej stylu. Wściekła biegła szybko w stronę klasy Transmutacji. Jej matka oczywiście byłaby niezadowolona gdyby dowiedziała się o choćby najmniejszym spóźnieniu córki. Tak bardzo się spieszyła, że z rozpędu w kogoś dobiła.
- Auć – syknęła i dotknęła głowy.
- Wszystko w porządku? – zapytał zatroskany głos. Dopiero teraz Rosie zauważyła, że dobiła do Nathan’a. Ten widocznie przejęty poczochrał jej obolałą głowę.
 - To ja powinnam o to pytać – powiedziała dziewczyna z uśmiechem. – Przepraszam, że do ciebie dobiłam. Strasznie się spieszyłam.
- Nic nie szkodzi – Krukon wyszczerzył do niej swe białe zęby. Miłą chwilę musiało oczywiście przerwać pojawienie Malfoy’a. Szedł on w stronę sali Transmutacji wraz ze swoim ślizgońskim kolegą, Ianem Devone.
- Weasley! Czy musisz zajmować cały korytarz?! – warknął w kierunku dziewczyny i łypnął na Nathan’a groźnie.
- Tak, jeśli ty chcesz nim przejść, Malfoy! – odwarknęła nieźle wkurzona Gryfonka. Krukon podszedł do Scorpius’a i powiedział twardym głosem:
- Coś mi się wydaje, że za dużo sobie pozwalasz, Scorpiusku.
- Zobaczymy się na boisku, Wayne! – wycedził Malfoy, ominął wrogą mu parkę i ruszył do klasy. Ian pobiegł za nim.
- Nie przejmuj się tym palantem – uśmiechnął się Nathan.
- Pewnie, że nie – zapewniła go Rose. – Przyzwyczaiłam się już do tego, że wszędzie się panoszy.
Wayne zaśmiał się tylko.
- To cześć! Muszę lecieć, bo lekcje się już zaczynają!
- No tak! – przypomniała sobie dziewczyna. – Do zobaczenia! – uśmiechnęła się i pomachała na pożegnanie. Gdy tylko się odwróciła na jej twarz wstąpił grymas złości. Ten pajac Malfoy jeszcze zobaczy! Już ona się o to postara! Weszła wściekła do klasy Transmutacji. Na szczęście profesor Dennis Creevey jeszcze nie przyszedł. Wściekła opadła na miejsce, które zawsze zajmowała. Teraz zauważyła, że coś się nie zgadza. Albus z pewnością tak nie wygląda. Albus z pewnością nie był ładną Azjatką, o długich, ciemnych włosach. Rose spojrzała na nią zdziwiona. Dziewczyna była Gryfonką, ale Weasley jeszcze nigdy w życiu jej nie widziała.
- No dobrze, skoro tak bardzo chcesz obok mnie siedzieć – powiedziała Azjatka dumnym tonem i podała Rosie rękę. – Maeri Park.
- Rose Weasley – przedstawiła się ruda i uścisnęła jej dłoń.
- No to miłego kwiatuszku – uśmiechnęła się Maeri i przeniosła wzrok na ławkę. Rose obróciła się do tyłu. Teraz zauważyła, że siedzi tam Albus wraz ze swoim kumplem z dormitorium, Joelem McLaggenem. Posłał swej kuzynce spojrzenie z cyklu: Nie pytaj, i wrócił do zapewnie pasjonującej rozmowy ze swoim kolegą. W tym momencie do Sali wszedł profesor i rozpoczął lekcję. Najbardziej na Transmutacji wyróżniał się Albus. Nie chodziło o to, że był z niej dobry, ale profesor widocznie go faworyzował. Krążyły po szkole plotki, że Creevey za młodu był wielkim fanem Harry’ego Potter’a i na lekcjach znajdowało to potwierdzenie. Rose mimo tego, że za to nie darzyła nauczyciela szczególną sympatią, musiała przyznać, że lekcje były ciekawe. Zaraz też przestała rozmyślać o siedzącej obok niej dziewczynie i skupiła się na nauce.

3 komentarze:

  1. Twoje zamówienie zostało wykonane i znajduje się w notce pod numerem [0407] na www.wyimaginowana-grafika.blogspot.com .

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ładny pierwszy rozdział. Nie mogę uwierzyć, że jestem pierwsza! Ech, ten blog przecież jest cudny. Masz bardzo dobry styl i wszystko mi tu pasuje. Mam tylko taki błąd :
    ,, i podała Rosie rękę. " - Chyba podała Rose rękę, prawda? Bo mogłam coś przeoczyć ;p
    Pozdrawiam i bardzo proszę o info o nn.
    [ flames-of-ice.blogspot.com ]
    Trzymaj się!
    ps. Cudny szablon <3!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :) Wkrótce powinien pojawić się drugi rozdział.
      Nie wiem czy o to dokładnie Ci chodzi, ale Rosie używam jako zdrobnienia. Może to też dotyczyć mojej składni, ale mam taką tendencję do przestawiania wyrazów ;/ W każdym bądź razie dzięki, że przeczytałaś i skomentowałaś, to naprawdę wiele dla mnie znaczy ^^
      Szablon nie mojej roboty, ale dzięki :)

      Usuń