Rozdział pojawia się szybko, yeah! Pojawiłby się szybciej, ale niestety początek tygodnia spędziłam w szpitalu. Leczona metodą: kroplówka i głodówka, odpoczęłam sobie od świata zewnętrznego. Dalej nie wiem co mi jest, wyrostek nie, a brzuch dalej pobolewa. No cóż, diety żadnej nie planuję xD
Rozdział jest, nawet długi. Nie podoba mi się do końca. Chyba nie nadaję się do pisania jakiś scen akcji, meh... ;D
Pozmieniałam tam coś z komentarzami, nawet nie wiedziałam, że coś takiego jest. dzięki za info ;)
Rozdział dedykuję moim stałym czytelniczkom: Anonimowej, Ance. ;3, Idzie-chan, Lily M. oraz StrawCherry
Rozdział dedykuję moim stałym czytelniczkom: Anonimowej, Ance. ;3, Idzie-chan, Lily M. oraz StrawCherry
Wasze uwagi, pochwały i każde słowo są dla mnie bardzo cenne! Dzięki <3
***
Scorpius rzucił się w pogoń za Rose. Bał się, że dziewczyna
zrobi coś impulsywnego i niebezpiecznego. W tym momencie nie obchodziło go
zdrowie i życie Devone, ale to jakie konsekwencje ponieść może Gryfonka.
Widział ją w oddali, biegnącą w nieokreślonym kierunku. Zupełnie nie miała
pojęcia gdzie szukać Iana.
- Weasley! Czekaj! – krzyczał za nią Malfoy. Rose odwróciła
się gwałtownie.
- Nawet nie próbuj go bronić! – odparła ze złością i
pobiegła dalej.
- Nawet nie mam zamiaru! – wołał za nią. Dziewczyna jednak
nie zatrzymała się tylko biegła dalej. Zbiegła po schodach prowadzących do
drzwi wejściowych. Wtedy też zobaczyła Devone. Stał uśmiechnięty obok wejścia
do Wielkiej Sali i wesoło rozmawiał o czymś z Beckettem. Do kolacji została
jeszcze godzina, dlatego wokół było stosunkowo pusto. Zwolniła kroku. Różdżkę
ściskała w dłoni tak mocno, że aż poczuła pod palcami pot. Malfoy już był
blisko, chciał ją złapać i zawrócić, ale nie zdążył.
- Expulso! –
krzyknęła Gryfonka. Niewidzialna siła ugodziła z impetem w brzuch Ślizgona
odrzucając go pod samą ścianę. Devone uderzył w nią i gwałtownie chwycił się za
brzuch.
- Cholera! – warknął głosem pełnym bólu.
- Co palancie? – Rose podeszła do niego z triumfującym
uśmiechem. – Fryzjer-amator – syknęła pod nosem.
- Myślisz, że jesteś taka cwana? – zaśmiał się Devone i
szybkim ruchem, o który chyba nikt w Hogwarcie by go nie podejrzewał, wyciągnął
różdżkę.
- Dręt… - zaczął
Ian, jednak nie skończył, bo właśnie ugodziło w niego czerwone światło i jego
różdżka poleciała w powietrze. Scorpius złapał ją pewnym chwytem. Devone
zdziwiony wytrzeszczył na niego oczy.
- Co ty…? - zapytał niepewnie.
- Z ciebie to jednak jest popapraniec – westchnął ciężko
Malfoy. – Zachowujesz się jak skończony idiota i tyle – podsumował go
stanowczo.
- To wszystko wina tej zdziry! – zawołał wkurzony Ian.
- Zdziry?! – oburzyła się Rose, do której dopiero teraz
dotarło, że jej arcywróg stanął w jej obronie.- Wypluj to! – wycelowała w niego
różdżkę wściekła.
- Chyba żartujesz – zarechotał Devone.
- Ja nigdy nie żartuję do jasnej cholery! – dziewczyna
zamachnęła się. – Anteoculatia! –
rzucony przez nią urok zadziałał błyskawicznie. Z głowy Ślizgona w szybkim
tempie zaczęło coś wyrastać, by po kilku sekundach przemienić się w całkiem
pokaźne poroże. Beckett, który dotąd zupełnie nie brał udziału we sporze,
zaczął się śmiać jak obłąkany. Malfoy jednocześnie przestraszony i rozbawiony,
spojrzał na Rose. Dziewczyna była wyraźnie z siebie zadowolona. Nie
przewidziała jednak, że nie wszystko pójdzie po jej myśli.
- Weasley! – głos profesora Longbottoma odbił się po Sali
głośnym echem. Dziewczyna odwróciła głowę i trochę ze zdumieniem spojrzała w
oczy opiekuna Gryffindoru. Nauczyciel przeniósł wzrok na Malofy’a, który w
dalszym ciągu trzymał w dłoniach dwie różdżki.
- Znęcacie się nad swoim kolegą? – oburzył się Neville.
- To nie jest żaden mój kolega! – wybuchła dziewczyna.
- On skrzywdził jej przyjaciółkę – próbował spokojnie
wyjaśnić Scorpius.
- Nie wiem o co wam chodzi – z uśmiechem na ustach wyparł
się Ian i nieznacznie potrząsnął swym porożem.
- Nie kłam, gnido! – Rose kolejny raz podniosła głos.- On
zaatakował Maeri Park! – zwróciła się do nauczyciela. – My… znaczy się ja
chciałam tylko sprawiedliwości.
- Rose, wiesz, że nie można tak postępować – nauczyciel przybrał
rodzicielski ton. W trakcie wakacji ta dziewczyna traktowała go jak własnego
wujka, dlatego trudno było mu na nią krzyczeć. – Jeśli rzeczywiście zrobił coś
pannie Park, to powinnaś była zgłosić to mi lub innemu nauczycielowi.
- Może powinnam – przyznała Rose niechętnie.
Dopiero teraz na miejsce dotarli Maeri i Albus. Dziewczyna
była dalej zapłakana, ale starała się już nie okazywać strachu. Powoli wracała
do siebie. Potter rozejrzał się po sali. Na widok Devone zakrztusił się ze
śmiechu.
- O, Panna Park – Longbottom zwrócił się do Maeri. – Czy to
prawda, że padła pani… ofiarą Pana Devone? – zapytał, chociaż domyślał się, że
tak właśnie było.
- Nie mogę powiedzieć, że go widziałam – odpowiedziała sucho
dziewczyna. – Jakiś bezmózg jednak zrobił mi to – wskazała na swoje niedbale
obcięte włosy.
- Oh, no tak – Profesor powiódł wzrokiem po włosach
dziewczyny. – Przyznaje się Pan? – zapytał Iana.
- Nie – odpowiedział Ślizgon z chytrym uśmieszkiem na
twarzy.
- Czy ma Pani jakiś świadków? – zapytał niepewnie Neville.
Bardzo chciał pomóc swoim wychowankom, ale niestety bez dowodów nie mógł zrobić
niczego.
- Niestety nie – odparła Maeri przez zęby.
- Panie Profesorze – Albus podszedł do nauczyciela. – Łatwo
sprawdzić możemy czy to był on czy nie – powiedział pewnym głosem.
- Jak to? – zapytał nauczyciel niepewnie. Al pospieszył z
wyjaśnieniami.
- Przed atakiem Maeri została spetryfikowana – zaczął
wyjaśniać. – Wystarczy sprawdzić jakie zaklęcie ostatnio zostało rzucone
różdżką Iana. Jeśli miał pecha i Petrificus
Totalus okaże się właśnie tym ostatnim, to możemy przyznać, że on był
sprawcą – podsumował Potter. – Chyba, że Devone wyjaśni nam inny,
przekonywujący powód użycia tego zaklęcia – dodał niechętnie.
- Ma Pan rację, Panie Potter – przyznał nauczyciel. Malfoy
podał mu więc różdżkę swojego Ślizgońskiego kumpla.
- Prior Incantato – wymruczał profesor. –
Rzeczywiście, Petrificus Totalus –
zawyrokował. – Jakieś wyjaśnienia, Panie Devone?
- Jestem czarodziejem, wiadomo, że rzucam zaklęcia –
odburknął Ślizgon.
- Takie zaklęcia? Czyżby się Pan z kimś pojedynkował? –
Neville nie pozwolił się zbyć.
- Ci Pana Gryfoni to banda debili – warknął chłopak.
- Nie zapominaj się Devone! – krzyknął za nim nauczyciel. –
Jutro po lekcjach chcę cię widzieć w swoim gabinecie! Spróbuj się na stawić, to
do końca roku będziesz mieszkał z Hipogryfami! A teraz marsz do Skrzydła
Szpitalnego, niech ci coś zrobią z tymi rogami – zagroził mu. Ian prychnął
tylko i ruszył w górę schodów. Beckett, dalej strasznie się śmiejąc, poszedł za
nim. Neville spojrzał na Rudą.
- Nie martw się, Rose – uspokoił ją. – Spotka go kara –
uśmiechnął się do niej, a dziewczyna odpowiedziała tym samym. – Nie mogę jednak
tobie i Panu Malfoy’owi puścić płazem ataku na drugiego ucznia – dodał
posępnie.
- Rozumiemy – odpowiedział za nich oboje Scorpius, a reszta
spojrzała na niego ze zdziwieniem. Longbottom kiwnął tylko głową.
- W ten weekend nie pójdziecie do Hogsmeade, a zajmiecie się
sprzątaniem cieplarni – powiedział już zupełnie profesorskim tonem.
- Ale… - próbowała zaprotestować Weasley.
- Przykro mi Rose – powiedział szczerze Neville. – Twoja
mama pewnie nie byłaby zadowolona – rzucił z uśmiechem. Profesor odszedł
zostawiając uczniów samych.
- Maeri! – Ruda podbiegła do przyjaciółki. – Dobrze się już
czujesz? – zapytała z troską w głosie.
- W porządku – odparła Koreanka z lekkim uśmiechem. – Albus
się mną zajął – dodała ciszej i Rose mogła przysiąść, że przez ułamek sekundy
zobaczyła na jej twarzy delikatny rumieniec.
- Powinieneś lepiej pilnować swoich kumpli – Rose odwróciła
się gwałtownie w stronę Malfoy’a.
- Wybacz, ale nie mam w zwyczaju kontrolować swoich
znajomych – powiedział lodowato.
- Rose, on ma rację – Albus poparł Ślizgona niechętnie. –
Mówisz do niego, jakby to on był winny krzywdzie Maeri – skarcił swoja kuzynkę.
Weasley poczuła się jak małe dziecko. Zarumieniła się i znów podniosła wzrok na
Mafloy’a.
- Dobra, racja, nie miej do mnie urazy – powiedziała cicho.
Scorpius spojrzał na nią i pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Pamiętaj, żeby przyjść do cieplarni, sam tego nie będę sprzątał!
– powiedział twardo, ale jego głos brzmiał tak, jakby na siłę przybierał
poważny ton. Poszedł w stronę lochów, a przyjaciele podążyli wzrokiem za jego
oddalającą się sylwetką.
- Nigdy nie myślałam, że Malfoy mógł się tym tak przejąć –
przyznała po chwili zastanowienie Maeri.
- Ciekawe co mu odbiło – zaśmiała się Weasley.
- Rzeczywiście, ciekawe – powiedziała pod nosem Park i
zerknęła z ukosa na swoją przyjaciółkę.
W trakcie kolacji wszystkie oczy zwrócone były w jedną
stronę. W stronę stołu Gryfonów. Rose zajadała szybko i wiele, tak jak zawsze.
Albus jadł powoli, co chwila wtrącając kilka słów do toczonych obok dyskusji.
Maeri siedziała wyprostowana i dumnie przeżuwała rogalika z serem. Na jej
głowie leżał biały kapelusik w niebieskie kwiatki, pod którym schowała resztkę
włosów. Taka nagła zmiana głównej trendsetterki szkoły ciekawiła pierwszaków.
Wśród starszych klas rozniosła się już jednak wieść o ataku na dziewczynę. Co
dociekliwsi wiedzieli też kto był sprawcą i co go z tego tytułu spotkało.
Weasley podniosła spojrzenie na przyjaciółkę.
- Jesteś pewna, że wszystko dobrze? – wolała się upewnić.
- Kwiatuszku, nie łatwo jest mnie skrzywdzić – odparła Maeri
z uśmiechem. Rose dalej miała jednak złe przeczucia. Albus przerwał czytanie,
by usłyszeć odpowiedź Park. Przyjrzał się jej uważnie.
Potter nie mógł spać, wiercił się na łóżku. Cały czas myślał
o wydarzeniach minionego dnia. Najchętniej dokopałby temu Devone. Kuzynka
jednak załatwiła to za niego i myśl ta wcale go nie pocieszała. Usiadł na
łóżku. Była godzina pierwsza. Uznał, że nie jest w stanie zasnąć, dlatego po
cichutku zszedł do Pokoju Wspólnego. Na kanapie przed kominkiem ktoś siedział.
Pierwszym, co rzucił się chłopakowi w oczy był biały kapelusik.
- Maeri? – zapytał cicho. Dziewczyna odwróciła się
przestraszona.
- Ale mnie wystraszyłeś – powiedziała do niego z wyrzutem.
Albus dostrzegł lusterko w jej dłoniach. Podszedł do kanapy i oklapł obok
dziewczyny. Spojrzał na nią z boku.
- Tak bardzo przejmujesz się tymi włosami? – zdziwił się i
wziął lusterko z jej ręki.
- Co ty możesz wiedzieć – odfuknęła i wyrwała mu lusterko z
ręki. Przejrzała się w nim. Ściągnęła kapelusz. – Patrz jak one wyglądają –
brzmiała, jakby zaraz miała się rozpłakać.
- Ale włosy to nie jest aż tak ważna sprawa – próbował ją
przekonać.
- Marny sobie wybrałeś sposób na pocieszenie – zdenerwowała
się dziewczyna. – Dla mnie to jest ważna sprawa! Myśl sobie, że jestem próżna,
beznadziejna, taka, siaka! Mam to gdzieś! – krzyknęła i podniosła się
gwałtownie. Pobiegła w stronę dormitorium. Al patrzył za nią otępiały.
Rose zaraz przy śniadaniu uświadomiła sobie, że między Maeri
i jej kuzynem jest coś nie tak. Nie chciała jednak drążyć tematu, a wypytać ich
o to na osobności. Albus cały poranek pochłonięty był w lekturze. Nawet na
lekcjach nie przestawał czytać. Kilku nauczycieli zwróciło mu uwagę, a takie
sytuacje zdarzały się bardzo rzadko. W końcu podczas kolacji uśmiechnął się
triumfalnie.
- Słuchaj Maeri – zwrócił się szeptem do koleżanki, tak by Rose, która
właśnie rozmawiała z Lily, go nie usłyszała – Jest coś, o czym musimy pogadać.
– Park podniosła brwi i spojrzała na niego wyczekująco.
- Znaczy nie teraz – poprawił się Albus. – Jak skończysz
jeść to przyjdź do pierwszej klasy po prawej na drugim piętrze – polecił jej.
Maeri była bardzo zdumiona, ale nie odpowiedziała. Potter odszedł od stołu. Po
pięciu minutach Koreanka także wstała. Miała zamiar zignorować jego prośbę, ale
stało się tak, że nogi same poniosły ją na miejsce spotkania. Otworzyła klasę.
Albus siedział na ławce pośrodku Sali. Na jej widok uśmiechnął się szeroko.
- Jednak przyszłaś.
- O co chodzi? – zapytała lodowato dziewczyna. – Nie mam
zbyt wiele czasu.
- Chodzi o twoje włosy – odparł Al. – Znalazłem sposób, by były
takie jak dawniej – powiedział pewnym głosem.
- Naprawdę? – ton dziewczyny zmienił się, a w jej oczach
zajaśniała nadzieja.
- Pewnie! Znalazłem zaklęcie – chłopak wskazał na jedną z
książek, które przez cały dzień czytał.
- Jesteś go pewien w stu procentach? – dopytywała się
dziewczyna.
- W dwustu! – zapewnił ją Potter.
- To na co jeszcze czekasz? – zapytała ze śmiechem
dziewczyna. Albus podszedł do niej i delikatnym ruchem zdjął z jej głowy
kapelusik. Różdżkę wycelował w jej włosy.
- Crescete*! –
wyszeptał. Włosy zaczęły rosnąć. Chłopak uśmiechnął się z zadowoleniem. Uśmiech
szybko jednak zszedł z jego twarzy, kiedy włosy nie skończyły się na pasie,
tylko rosły dalej i dalej.
- Noncrescete*! –
usilnie próbował powstrzymać je chłopak, ale nic nie działało. Maeri obróciła
głowę.
- Coś ty ze mnie zrobił?! Jakąś cholerną Roszpunkę!? –
zawołała wściekła.
Widok Maeri Park i Albusa Potter’a, trzymającego w rękach
jej włosy niczym welon, idących do Skrzydła Szpitalnego rozbawił tego wieczoru
wielu. Dziewczyna była wściekła, co chwilę krzyczała cos o niesprawdzonych
zaklęciach. Chłopak zaś wyglądał jak zbity pies i trakcie drogi nie odezwał się
nawet słowem.
***************
1) Crescete (łac. cresco - rosnąć) - próbowałam utworzyć od tego czasownika tryb rozkazujący (rośnij). Nie jestem jednak orłem z łaciny, więc wątpię w poprawność tego stwierdzenia.
2) Noncrescete - w zamierzeniu: nie rośnij :) Tak, wiem, oryginalność pierwsza klasa.